poniedziałek, 6 marca 2017

Siberian Nights: O krwawej pełni i podwójnym samobójstwie.

   Zaczęło już zmierzchać. Według niego noc ujawniała wszelkie tajemnice ukrywane za dnia. Prawda znajdowała się tuż przed nosem. Wystarczyło spojrzeć tylko w gwiazdy. Każdy mały świecący punkt zawierał jeden sekret skrywany przez osobę, żyjącą na tej planecie. Dostęp do nich miała jedynie Boska istota przez nich czczona. W pewnym sensie zazdrościł Najwyższemu, choć należał do ateistów. Chciałby za pomocą dłoni chwycić wszystkie zagadki tejże krainy i je poznać. Byłby wtedy kimś niepokonanym, nikt nie mógłby z nim wygrać. On sam był bezuczuciową kreaturą posługującą się bronią diabła. Nienawidził być odludkiem, niczym robot wykonywał zadania szefa.  Egzekucje wykonywał w nocy, był jak zwierze grasujące tylko o tej porze. Siłę czerpał z księżyca. Krwawego księżyca. Nie zawsze gwiazdy zdobiły niebo. Zazwyczaj wisiały na nim chmury, a pomiędzy nimi przedzierała się czerwona i jaskrawo świecąca kula. Wielkość nie miała znaczenia. Doskonale wyczuwał aurę tego naturalnego satelity. Wiedział, kiedy będzie pora jego żniw. Pomimo iż uważany był za rozważnego, nadano mu pseudonim żniwiarz. Dlaczego taki pseudonim? Nie wiedział. Ci, którzy z nim pracowali, wzruszali tylko ramionami. Nikt nie chciał wyznać prawdy. Został zmuszony porozmawiać o tym ze swoim przyjacielem, również znudzonym życiem jakie prowadził. Nie musząc do niego dzwonić, poszedł w kierunku baru Lupin. Nie musieli wysyłać wiadomości ani pisać maili. Oboje doskonale znali godziny, w których przesiadywali w knajpie. Wszedł do środka i poczuł znajomy zapach tytoniu, który palił Oda. Na jego twarzy zagościł uśmiech, po czym usiadł obok mężczyzny.

—  Nee, Odasaku. Dlaczego wszyscy nazywają mnie żniwiarzem?

Mężczyzna spojrzał w lampę wiszącą na suficie i zakaszlał  od zbyt dużej ilości dymu.

— Zabijasz ludzi bez zastanowienia, nie zwracasz uwagi na ich błagania. Tak robi właśnie śmierć. 

   Kompan tylko westchnął ze zdumienia. Nigdy by nie pomyślał, że ktoś taki jak on może zostać porównany do mrocznego kosiarza. Rozmowa między nimi na tym się skończyła. Siedzieli w milczeniu i popijali whisky z lodem. Szatyn spojrzał na swoje dłonie. Pomimo iż nie były brudne od krwi, wiedział że są one nią przesiąknięte. Czuł to, a nawet widział. Tylko on mógł ujrzeć tę maź. Często w łazience spędzał więcej czasu niż pozostali ponieważ próbował zmyć odrażające pozostałości po jego pracy. Przez cały okres pobytu w mafii nie robił nic innego, jak tylko zabijał. Łamał potencjalnym ofiarom szczęki, a następnie oddawał trzy strzały w klatkę piersiową. Czasem w głowę, a czasem, kiedy miał podły humor podrzynał im gardło. Mordowanie było jego codziennością, robił to nie okazując przy tym żadnych uczuć. Nie fascynowała go czyjaś śmierć, lecz od dłuższego czasu zaczął przeglądać różne poradniki dotyczące samobójstwa. Miał za sobą wiele nieudanych prób, jednak najskrytszym marzeniem mężczyzny było ukrócenie życia wraz z piękną kobietą. Z tego powodu umawiał się wiele razy z płcią przeciwną, jednakże wszystkie spotkania albo należały do niewypałów, albo wybranka nie była odpowiednia. Musiał to być ktoś, kto miał podobne myślenie, ktoś dla kogo życie nie miało w ogóle znaczenia, lecz czerpał z niego jakieś korzyści, chociażby imprezy, pieniądze bądź alkohol. Dazai należał do mafii tylko ze względu na swojego przyjaciela. Darzył go jednostronną miłością, nie liczył na to, że starszy coś do niego czuje. W końcu kompan traktował go jak brata. Nie myśląc o tym, dążył do zamierzonego celu i szukał kandydatki do podwójnego samobójstwa.  
    Los jak na zawołanie okazał mu trochę skruchy i podczas jednego z bankietów, na który został zaproszony wraz z bossem, spotkał kobietę o nieskazitelnych rysach twarzy, ubraną w małą czarną i kruczymi włosami, spiętymi w elegancki kok. Jej wzrok pełen tajemnic badał całą salę, aż w końcu spoczął na nim. Od razu został przez nią oczarowany. Czuł, że to własnie ona stanie u jego boku podczas ostatnich chwil. Szukał tak długo i w końcu znalazł. Podszedł do jej osoby powoli, po czym ucałował dłoń na przywitanie. Puściła w jego kierunku delikatny uśmiech i oboje ruszyli na parkiet, aby zatańczyć. Żadna wybranka nie utrzymywała z nim tak długiego kontaktu wzrokowego. Podczas tańca oddali się długiej rozmowie, w końcu oboje musieli bliżej poznać swoje najskrytsze fantazje. Posiadali wspólne cechy oraz nie byli zainteresowani dalszym życiem. Nieznajoma od dłuższego czasu planowała odejść ponieważ nie żyła szczęśliwie. Jej partner odszedł dla innej. Od tamtego momentu stawała się coraz słabsza pod względem psychicznym. 
   Oboje opuścili bankiet po to, aby ulec swoim własnym pragnieniom. Spędzili noc w pierwszym lepszym hotelu, który napotkali. Uzgodnili, że zginą skacząc z wysokiego urwiska. Co czuł Osamu w noc przed samobójstwem? Nieograniczoną radość pomieszaną z melancholią. Nareszcie stąd odejdzie, nie pozostając nikomu dłużny. Próbował myśleć  o tym, co było teraz. Wraz z nowo poznaną dziewczyną spędzał upojne chwile w pokoju hotelowym. Nie myślał o Odasaku oraz Mafii. Skrycie cierpiał z powodu nieodwzajemnionej miłości, lecz teraz dostał to, czego pragnął. Postanowił to ziścić bez względu na wszystko. Nad ranem wstali, nałożyli ubrania i pozostawiając za sobą wspomnienia, udali się w planowane miejsce. Na zewnątrz wiał porywisty wiatr. Typowa jesienna pogoda. Brunetka chwyciła mężczyznę za rękę, całe miasto przeszli na piechotę. Opowiadała mu o swoim dzieciństwie. Od chwili, kiedy zaczęła stawiać pierwsze kroczki, aż do teraz. On zaś nie wiedział co jej powiedzieć. Nie pamiętał okresu, kiedy był jeszcze dzieckiem. Od lat czternastu pracował dla Mori'ego. Okłamał ją, wymyślając kompletnie nie pasującą do niego historię. Na szczęście w to uwierzyła, gdyż nie chciał opowiadać jej o mrocznej przeszłości. Obserwował ją bacznie. Młoda, piękna, zgrabna, również inteligentna. Można przysiąc, że posiadała to, czego od dawna szukał. Zmęczeni wędrówką w końcu dotarli na urwisko. Nie było ono zbyt niskie, ale tez nie za wysokie, jednakże podłoże na dole składało się z licznych skał i wody, która niebezpiecznie falowała pod wpływem wiatru. Ona patrzyła z radością na to co ich czekało, prawie piszczała z ekscytacji, ale on nagle przestał być taki pewny siebie. Wiedział iż nie ma od tego powrotu. Szanse powodzenia wzrosły do dziewięćdziesięciu pięciu procent. 

— Ciebie też wypełnia błogi spokój? - zadała pytanie tak nie spodziewanie, że sam nie wiedział jak na nie odpowiedzieć. Pokiwał tylko głową. Na jej twarzy zagościł uśmiech, po czym zdjęła buty i stanęła na krawędzi. Niepewnie zrobił to samo. Do samego skoku nie wymienili już ani jednego słowa. Zanim cokolwiek zrobił, kobieta już skoczyła. Wyciągnął w kierunku jej osoby rękę, tak jakby chciał to wszystko zatrzymać. Zrobiła to. Sama, nie z nim. Brązowowłosy wykonał ruch do tyłu, coś nie pozwoliło mu na ten sam krok.W pewnym sensie ogarnęła go wściekłość. Znalazł bratnią duszę, a teraz nawet nie potrafił zrobić tego samego. Co z niego za samobójca? Z kamienną twarzą nałożył buty i odszedł z tego miejsca. Pozwolił tej nieszczęśnicy samej umrzeć, gdyż jego wypełniło poczucie strachu i niepewności. Tyle razy próbował i do tej pory niczego takiego nie odczuwał, więc dlaczego teraz? Dlaczego nie skoczył tuż za nią? Zrobiła to z jego winy, wiedział to. Pozwolił na to, zabił ją. Sam stchórzył i uciekł. 
   Po tamtym incydencie minęły dwa miesiące. Egzekutor dalej miał te kobietę na sumieniu, lecz powrócił do załatwiania szemranych spraw. Czy uważał siebie za mordercę? Być może. Do dzisiaj zadawano mu pytania, co z tą ładną dziewczyną, która poznał na bankiecie. Zbywał ich tylko krótkim: Nie pasowaliśmy do siebie. Zdał sobie sprawę dopiero tydzień po tym, że piękność, którą pozostawił samą w zaświatach nie była odpowiednia. A przynajmniej tak sobie to tłumaczył. Szukał usprawiedliwienia, w końcu i tak był mordercą. Zostanie nim do samego końca. Krew z jego rąk już nie zniknie. To jego blizny. Najbardziej znienawidził u siebie tchórzostwa, co nie zmieniało faktu że dalej obmyślał plan idealnego samobójstwa. Na dworze panowała noc, zaś na niebie wisiał krwisto czerwony księżyc. Mężczyzna wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Dawał mu energię do pracy. Miał sporo egzekucji do wykonania, a jedynym ich światkiem była właśnie ta czerwona kula. Osamu ponownie spojrzał na swoje dłonie. Wiedział, że będą one jeszcze bardziej zabrudzone. To nie był koniec jego zmagań. Próbował odrzucić wydarzenia z przed kilku miesięcy. Dokładnie maskował to, co czuł w tamtym okresie. Zwołał grupę mężczyzn w czarnych garniturach, po czym założył płaszcz i ruszył na spotkanie ze swoimi przeciwnikami. Był niczym czarny kosiarz zbierający swe żniwa w postaci ofiar. Samobójstwo postanowił odłożyć na potem. 
C.D.N


Witam ponownie po dłuższej przerwie! Wena mnie opuściła na bardzo długo, co wynikiem jest moje opowiadanie, które przeczytaliście. Strasznie mozolnie mi to szło i mam wrażenie, że przez ten długi okres nie pisania to opowiadanie nie wyszło jak najlepiej. Przepraszam też, że taki krótki, ale nie będę zapychać niepotrzebnymi rzeczami. Z resztą nie mam już nawet pomysłu na dalszą część. Teraz muszę skupić się na piątym rozdziale Afterlife, bo dawno nie było, prawda? Piosenką przewodnią tego rozdziału jest Devotion od Hurts. Według mnie ideolo pasuje. Przy scenie z samobójstwem troszku zainspirowałam się historią kiedyś żyjącego Osamu Dazaia, choć jak przeczytaliście  zrobiłam z niego tchórza. Możecie mnie zamordować za ten rozdział XD 

2 komentarze:

  1. Mnie się podoba. lol
    Dazai tchórz xD Hmm...Wybaczam, każdemu się darza. To po prostu kandydatka nie była odpowiednia xd

    OdpowiedzUsuń