sobota, 4 lutego 2017

Afterlife IV

    Chuuya po tym niemałym incydencie zamknął się w sobie. Od tamtego momentu nie przyprowadził już żadnej kobiety, ani nie wychodził. Rzadko opuszczał swoje mieszkanie, musiał długo przekonywać Mori'ego, aby dał mu trochę wolnego. Nie przypuszczałem, że tak nim wstrząsnę. Chłopak siedział w salonie okryty grubym kocem i popijał swój ulubiony alkohol. Nie wyglądał jak egzekutor siejący w okolicy postrach, lecz jak zbity psiak oczekujący na powrót swojego właściciela, który tak naprawdę na zawsze go opuścił. Co noc słyszałem jak powtarzał, że ja nie żyję i mnie tu już nie ma. Po części było mi go naprawdę szkoda, jednak dziwił mnie fakt, że pomimo tego iż nie napawaliśmy siebie sympatią to zachowywał się zupełnie inaczej niż miałem na myśli. Na jego miejscu skakałbym z radości. Stanąłem obok niego i patrzyłem z politowaniem. Na litość Boską, co z tobą jest nie tak? Emanował strasznie dziwną aurą, nie potrafiłem jej rozpoznać. 
    W pewnym momencie z rozmyślań wyciągnęło go pukanie do drzwi. Wstał niechętnie i pomaszerował do przedpokoju. Pukanie nie ustawało, lecz kiedy przekręcił zamek i otworzył, na zewnątrz nikogo już nie było. Spostrzegłem leżący list na wycieraczce, którego on niestety nie zauważył. Nie chciałem już w to ingerować. Miałem być obserwatorem, a wyszło jak wyszło. Doprowadziłem go do okropnego stanu, przez co myśli, że go nawiedzam i w większej mierze tak było. Aczkolwiek poruszyłem lekko listem, by rudowłosemu wpadł w oko. Tak jak sądziłem, kilka sekund później podniósł znalezisko i zaczął go bacznie oglądać. Niebieskooki wrócił z przesyłką do salonu. Koperta była biała, lecz zdobiona delikatnymi wzorkami. Na środku widniało jego imię oraz nazwisko. Pochyliłem się lekko nad  nim ponieważ również zaintrygowało mnie to, co znajdowało się w środku. Wyciągnął niewielką karteczkę i powoli ją rozwinął. Na niej zaś napisana była jutrzejsza data, adres i prośba o spotkanie. Mniejszy zmarszczył brwi i wydał z siebie swoje charakterystyczne prychnięcie. Koperta jak i jego zawartość nie miała żadnego oznakowania, żadnego nadawcy. Miałem złe przeczucia co do tego oraz chciałem, aby Nakahara jednak zignorował tę prośbę.
      Mężczyzna bez słowa wstał, po czym ruszył w stronę łazienki w celu wzięcia długiej i gorącej kąpieli. Ja w tym czasie wiedząc, że mniejszy już dawno zniknął z tego pomieszczenia, wziąłem kawałek papieru i jeszcze raz dokładniej go przeanalizowałem. Pismo wyglądało na kobiece, w życiu nie widziałem tak dokładnej jak i pięknej kaligrafii. Litery jednak wyglądały dość dziwnie. Tak jakby ktoś innej narodowości próbował pisać po japońsku. Może to ktoś z Korei bądź Chin? Mogłem tylko insynuować przeróżne teorie, a  i tak zapewne nigdy nie doszedłbym do prawdy. Szybko położyłem świstek na stole ponieważ rudzielec opuścił już łaźnię. Przepasany tylko ręcznikiem podreptał prosto do sypialni. Coś jednak znowu mnie podkusiło, aby tam zajrzeć. Tuż po zrobieniu tego, moim oczom ukazał się kompletnie nagi Chuuya. Jego umięśnione ciało nie pasowało do jego wzrostu. Stałem tam jak wryty i bacznie go obserwowałem. Nie potrafiłem wykonać żadnego ruchu, gdyż wygląd chłopaka całkowicie mą osobę zahipnotyzował. Nigdy nie widziałem go przy takim obrocie sprawy, wyglądał naprawdę pięknie. Rude, wilgotne kosmyki bezwładnie opadły na jego ramiona. Na brzuchu widniał lekko wyrzeźbiony sześciopak, który wskazywał na to, że mniejszy od czasu do czasu pozwalał sobie na wypady na siłownię. Nic dziwnego więc, że kobiety tak za nim biegały i prosiły chociaż o chwilę atencji. Nie przeszkadzało im to, że był liliputem. Bardziej zwracały uwagę na to, jak obchodził się z tak delikatnym kwiatem jakim była płeć przeciwna. Zawsze był szarmancki oraz kulturalny. Traktował je z należytym szacunkiem i nawet, kiedy wypił za dużo, potrafił zachować swój savoir vivre. Gdybym był kobietą, na pewno od razu zostałby przeze mnie skreślony, chociażby przez kolor włosów. Rudowłosy mężczyzna był rzadko spotykanym gatunkiem wśród innych. Tak, gatunkiem ponieważ on był jedyną osobą, którą spotkałem o takim kolorze. Za życia często drwiłem z niego. Kończyło się to jak zawsze kilkudniowym pobytem u lekarza w celu wyleczenia wszelkich ran i zadrapań. Brakowało mi tego i brakuje do teraz. Mimo iż jestem duchem to zamiast złości wprawiałem go w paranoję. Nakahara zaczął być przewrażliwiony na moim punkcie. Nie takiego rezultatu chciałem. Tuż po odzianiu na siebie bokserek, szybko wtargnął na łóżko pod kołdrę. Obracając się z boku na bok, próbował zasnąć, jednak coś nie dawało mu spokoju. Wstał i poszedł do salonu, po czym sięgnął po kartkę leżącą na stoliku. Beznamiętnie na nią patrzył, lecz ja potrafiłem wyczuć co go gryzło. Miał mętlik w głowie, nie wiedział czy ma iść na spotkanie z nieznajomą mu postacią, czy też sobie darować i kolejny dzień przesiedzieć w domu z butelką wina. Mrużył oczy i poruszał co chwila brwiami. Znowu wyczułem u niego to wahanie.

— Cholera! To jakiś absurd! Ktoś robi sobie ze mnie jaja! - krzyknął i podarł list na kilka drobnych kawałeczków.  Gorączkowo potarł skronie i opadł na kanapę. Zmęczonym wzrokiem patrzył w sufit, wyglądał jak siedem nieszczęść. Bladość na twarzy oraz podkrążone oczy sprawiały wrażenie, jakby reszta jego nędznego życia chciała z niego ulecieć. Nie mogłem się powstrzymać od wykonania jakiegokolwiek ruchu. Myślałem, czy aby na pewno dobrze zrobię znów dając o sobie znak. Chciałem mu pomóc w podjęciu decyzji, tylko jak? Jak miałem to zrobić w ogóle go przy tym nie strasząc? Ciągle stawiał na swoim, że nie wierzy w życie pozagrobowe, nawet po ostatnim incydencie dalej żył w swoim przekonaniu. W mniejszym stopniu, ale jednak. Zakląłem po cichu, przy czym wziąłem długopis w rękę i zacząłem pisać na jednym z podartych kawałków.

Chuuya, nie idź na to spotkanie. D.

    Rudzielec natychmiast się zorientował, że coś jest nie tak. Kątem oka spojrzał na stolik, gdzie długopis samoistnie pisał coś na świstku. Znieruchomiał momentalnie. Z paniką zawartą w oczach, patrzył na to, co pisałem. Nie wiedział, czy ma uciekać, czy siedzieć bez ruchu myśląc, że to coś, czyli ja skończę odwalać cyrk i stąd odejdę. Odłożyłem długopis na miejsce i podsunąłem karteczkę w jego kierunku. Mężczyzna tylko popatrzył na treść i potrząsnął głowa na boki.

— Jeśli ktoś tutaj jest i próbuje sobie ze mnie żartować to wychodź natychmiast! 

    Dalej chciał wierzyć w to, że ktoś wtargnął do jego mieszkania i za pomocą pseudo niewidzialnej nitki poruszał długopisem, by móc go nastraszyć. Marne wytłumaczenie. Mniejszy zaczął biegać po mieszkaniu i rozwalać wszystkie przedmioty. Poszukiwał osoby, która stała za tymi kiepskimi żartami. Na jego twarzy była wymalowana wściekłość jak i zdezorientowanie. Ponownie wziąłem narzędzie do pisania w dłoń i napisałem:

To nie żart. To ja, Dazai.

  To żart! To kłamstwo! Wychodź parszywy śmieciu, chętnie zedrę twój parszywy uśmieszek z twarzy! 

A ty dalej swoje? Nie ma u ciebie nikogo, petit mafia.

   W końcu musiał to łyknąć ponieważ tylko ja go tak przezywałem. Nikt inny o tym nie wiedział, tylko my dwaj. No dalej Chuuya, myśl trochę. Chłopak stanął jak wryty, tym razem musiał w to uwierzyć. Podszedł bliżej i chwycił trzymający przeze mnie skrawek w rękę. Mimika twarzy diametralnie została zastąpiona strachem i szokiem, który na pewno porządnie nim wstrząsnął. Z powrotem zaczął powtarzać te dwie kwestie. Z nów ogarnęła go panika.

—  To niemożliwe! Ten dupek musiał komuś to wygadać, a teraz ten ktoś próbuje mnie wkręcić!

   Nie miałem wyboru jak tylko mu udowodnić, że to nie kłamstwo. Skupiając całą uwagę na chłopaku przede mną po prostu przez niego przeszedłem, powodując zimne dreszcze. Na jego twarzy pojawiły się kropelki potu, a on sam zastygł w miejscu niczym posąg. 

Musiałem to zrobić, aby w końcu ci udowodnić, że to ja.

   Usłyszałem tylko głośny drwiący śmiech przeplatany z niedowierzaniem. Czyżby udało mi się go do siebie przekonać? Nakahara powoli podszedł do okna i dalej dławiąc się śmiechem, spojrzał w nocne i pochmurne niebo. Następny dzień był zapowiedzią czegoś złego, tak zwiastowały obłoki zasłaniające gwiazdy. Tuż po tym, kiedy już umilkł, zapadła w pomieszczeniu cisza. Ponownie odpowiedziałem pisząc tym razem kolejną prośbę, aby nie szedł na to spotkanie. Pójście na nie mogło skutkować jakąś tragedią, nie tylko dla niego, ale też dla Portowej Mafii. Spojrzał za siebie, zapewne próbował mnie zobaczyć bądź zgadnąć, gdzie stałem. 

— Jeśli to naprawdę ty Dazai, to czemu miałbym cię do cholery słuchać?! Czyżbyś nawet za śmierci mnie nękał?! Co za durny parszywiec...Dalej nie wierzę w duchy, ale jeśli to co tu się dzieje to prawda, to chcę, żebyś wiedział, iż pójdę zobaczyć kto tak prosi mą osobę o rozmowę. Pójdę, a ty jako niewidzialna ektoplazma nic nie zdziałasz!


  Na mojej twarzy zagościł drwiący uśmieszek. Owszem, miał rację, nie byłem wstanie go zatrzymać, jednak mogłem za nim pójść i zobaczyć z kim ma się spotkać, jak i marny koniec, który na pewno go spotka.  Postanowiłem więc napisać mu ostatnią wiadomość:

W takim razie podążę za tobą w tę zasadzkę. Z uśmiechem na twarzy będę patrzeć na to jak umierasz.

Na co Chuuya zareagował swoim prychnięciem.

— Nie licz na to Dazai. Nie dołączę do ciebie zbyt prędko.

Po tym wszystkim znów nastała cisza, a za oknem powoli zaczęło świtać.


C.D.N

Hello! Przybywam z czwartym rozdziałem Afterlife i z góry przepraszam, że tak krótko mi wyszło. Powoli zaczyna rozkręcać się akcja, a Chuya zaczął powoli wierzyć w obecność Dazi, huhuhuh. Wyszło mi to w dość absurdalny sposób, jednak jestem osobą, która w taki sposób pisze i u mnie jest to na porządku dziennym. Zdałam sobie też sprawę, że jak nie pisze choćby kilka dni to coś się w  tym co pisze psuje. Mam wrażenie, że robię coraz większe błędy, a może po prostu jestem przewrażliwiona już czy coś-
W każdym razie niedługo dojdziemy do półmetka opowiadania (chcę skończyć to w 10 rozdziałach hehs) także wyczekujcie kolejnych części! Pozdrawiam i do następnego!

2 komentarze:

  1. Chuu, pls nie idź tam, mam co do tego złe przeczucia ;; Gdyby tylko Dazai mógł go przekonać...

    OdpowiedzUsuń
  2. omg Dazai ty to umiesz w odpowiednim momencie wejść XD Chuuya, a ty lepiej słuchaj Dazaia i nie idź tam ;;

    OdpowiedzUsuń