wtorek, 13 grudnia 2016

Belladonna (Dazai Osamu x Chuya Nakahara) part I

      Opierałem się o ścianę budynku i kończyłem palić papierosa. Dzień bez tytoniu to dzień stracony, twierdziłem. Oczekiwałem na nowego klienta, którego miałem dzisiaj obsłużyć. Nie byłem w pełni zadowolony z tego co robiłem, jednak zarobione pieniądze były niemałe i na spokojnie z jednej pensji mogłem wyżyć przez trzy miesiące. W zamian za gotówkę i dogodne życie jakie mi zapewniano musiałem sprawić, aby każdy mężczyzna poczuł się jak król. Pod miejscem pracy przyjeżdżali bogaci jak i znani urzędnicy, politycy, szefowie gangów czy też celebryci. Przywykłem do częstego brutalnego traktowania mej osoby przez klientelę. Większość z nich to byli mężczyźni po czterdziestce i wzwyż. Grubi, obrzydliwi, chlający sake na każdym kroku. Nieprzyjemnie od nich pachniało, ale musiałem to znosić ponieważ odmowa wiązałaby się z utratą pieniędzy, a nawet życia. Sutenerstwo było przestępstwem i niestety konsekwencje za opuszczenie interesu były naprawdę czymś okropnym. Sam taką przyszłość sobie sprawiłem, nie chciałem narzekać. Gdyby nie pan Hayato do dzisiaj żyłbym na ulicy, uważany za śmieciarza, niepotrzebnego wyrzutka. 
    Siedząc nieopodal drogiej restauracji i czekając z nadzieją na resztki jedzenia, zostałem zauważony właśnie przez niego. Mężczyznę tuż po pięćdziesiątce z wąsem. Ubrany był w szykowny garnitur, a za nim stała czarna limuzyna, przy której czekali zapewne jego ochroniarze. Nieznajomy puścił w moim kierunku uśmiech, po czym pewnie wyciągnął dłoń zapewniając mnie, że się mną zaopiekuje. Zaproponował u siebie pracę za wykwintnie wysokie pieniądze oraz apartament, w którym miałem mieszkać oraz pracować. Kiedy otrzymałem wyjaśnienia na czym miał polegać zawód, zmroziło mi kości. Chciałem odmówić, ale mój wybawca pokazał argumenty rzekomo sprzyjające mojej przyszłości. Postanowiłem spróbować szczęścia i tak po tygodniu od otrzymania propozycji przydzielono mi pierwszego mężczyznę, który chciał odpocząć od nudnej rzeczywistości, która go przytłaczała. I tak właśnie otrzymałem miano męskiej prostytutki.
     Wiatr mierzwił moje niesforne rude kosmyki wystające spod kapelusza. Chłód lekko łaskotał szyję oraz policzki, na co zareagowałem głośnym westchnięciem. Klient zaczął igrać ze mną poprzez swoje spóźnienie. Wyciągnąłem z kieszeni kolejną tutkę z tytoniem i z dezaprobatą przewróciłem oczami. Byłem jednym z najlepszych "maskotek" mężczyzn, więc na spotkanie ze mną powinno się być na czas. W przeciwnym razie w każdej chwili mógłbym zrezygnować. Doskonale opowiedziano mi o zasadach, które mam przestrzegać oraz prawach, które mnie obowiązywały. Pomimo tak nieczystego zawodu uważałem siebie za kogoś ważnego, że jestem kimś, bo mam sporo pieniędzy. Seks był tylko formalnością, robiłem to dla zielonych papierków. Nie czułem do siebie wstrętu, bo przecież to była praca jak każda inna, może mniej legalna.
      Po kolejnych minutach oczekiwania, nieopodal stanęło czarne porsche, z którego po chwili wyszedł wysoki i dość przystojny mężczyzna. Sto osiemdziesiąt centymetrów czystego seksapilu, aż lekko zagwizdałem. Miał brązowe, lekko pofalowane włosy, prawe oko zakrywały bandaże, zaś ubrany był w czarny prostolinijny garnitur. Na ramionach powieszony miał długi płaszcz do łydek. Jego twarz wyrażała spokój, wręcz lekkie zadowolenie. Obszedł teren wokół swojego auta, by sprawdzić czy nie ma żadnego zarysowania, po czym prawie tanecznym krokiem podszedł. Obadał mnie spojrzeniem od stóp do głów, a następnie ni stąd ni zowąd  z pod swojego płaszcza wyciągnął butelkę czerwonego wina. Wymachiwał nią prosto przed oczami.

— Kim pan jest? - zapytałem prosto z mostu.

— Eeech? Twój szefuncio mówił, że jesteś najlepszy w tej branży. Pomyślałem, że spędzisz ze mną troszkę czasu.

 Tak jak myślałem, był kolejnym nabywcą. Już chciałem prosić go do siebie, jednak ten chwycił mnie za rękę i pociągnął prosto do samochodu. Z ledwością udało mi się wyrwać, miał mocny chwyt.

— Hola hola, pięknisiu, gdzie z tymi łapskami?

— Jak to gdzie? Chciałem cię zabrać do siebie. Wykupiłem cię.

— Wybacz, ale klientów obsługuję w...zaraz zaraz, co?

     Nieznajomy zaśmiał się złowieszczo i powtórzył swoje słowa. Jak to zostałem wykupiony? To jakieś żart, ha! Wyciągnąłem czym prędzej komórkę i wykręciłem numer Hayato. Od razu po odebraniu zacząłem krzyczeć, że to chyba jakieś nieporozumienie, lecz wąsacz potwierdził słowa chłopaka. Rozłączyłem się i w szoku patrzyłem na telefon, na którym widniał czas przebytej rozmowy.  Postawiono mnie w nieciekawej sytuacji. Szef sprzedał mnie jakiemuś obcemu mężczyźnie, czułem jak grunt zapada się pod nogami. Spojrzałem na brązowowłosego, a po plecach przeszły mnie ciarki. Może tylko mam być jego przez kilka dni? Tak, wmawiałem sobie, że to tylko na czas określony. Wykonałem krok w jego stronę i prychnąłem potwierdzając tym zgodę na zabranie mnie dokądkolwiek on chciał. Wsiadłem tuż za nim do auta. W środku pojazd był czysty i naprawdę wyglądał na drogi, co wskazywały na to skórzane fotele i wysokiej klasy tablica rozdzielcza.

— Więęęc? Do kiedy jestem na pańskie usługi, mrrr? - zamruczałem, aby pokazać tym swoją klasę.

— Na stałe. - z jego ust wydobył się stłumiony śmiech, co oznaczało już mój przesądzony los.

     Przez resztę drogi postanowiłem milczeć. Nie odpowiadałem na jego pytania i z przygnębieniem obserwowałem widoki, które szybko znikały w tyle. Siedziałem jak na szpilkach; złączone kolana, a dłonie równo na nich spoczywały. Oczywiście siedziałem spięty i próbowałem na niego nie zerkać. Niestety ciekawość była silniejsza i kątem oka na niego spojrzałem. Prowadził patrząc przed siebie ze skupieniem. Jego mina wyglądała na dość poważną, przez co dostałem dreszczy. Za kogo on się uważał? Za kogoś ważnego? W sumie sądząc po jego zabawce, ubiorze i kwocie za jaką pewnie mnie kupił, musiał być nieźle bogaty. Niezręczną ciszę przerwało kaszlnięcie z jego strony.

— Tak spoglądasz na mnie cały czas...ja wiem, że jestem seksowny, ale nie pożeraj mnie wzrokiem.

— Nie, zdawało się panu.

— Panu? Panu?! - zmrużyłem oczy, kiedy krzyknął. Musiałem go tym urazić — Dazai Osamu. Masz mi mówić senpai. - skwitował krótko.

    Westchnąłem głośno, lecz nie wypowiedziałem tego słowa ponieważ było ono zbyt krępujące. Nie pytał się o moje imię, co spowodowało ulgę w środku. Zacząłem w końcu rozmyślać o tym, co będzie mi kazał robić, kiedy już dojedziemy na miejsce. O dziwo koniec trasy szybko nastąpił i zatrzymaliśmy się przed ogromnym domostwem. Willa, w której mieszkał oczarowywała swoim klasycznym i minimalistycznym wyglądem. Bardziej przypominał on tradycyjną Japońską posiadłość. Uwielbiałem takie budynki, więc tym u mnie zapunktował. Jedynym minusem u niego był brak kultury. Kiedy ja zapatrzony siedziałem w aucie, brązowowłosy spoglądał na mą osobę z zewnątrz z rozbawieniem. Specjalnie uderzył mocno ręką o dach, żeby mnie wystraszyć, co niestety mu się udało. Rozzłoszczony wyszedłem na zewnątrz i zgromiłem go ponurym spojrzeniem. Złapał pewnie moje ramię i zaprowadził prosto do swojego domu. Jego dotyk nie był lekki ani mocny. odnosiłem uczucie, że był pewny tego co robił. Ja natomiast ciągle miałem mętlik w głowie i myślałem o ucieczce podczas jego nieuwagi. 
     Wnętrze budynku lśniło z powodu czystości. Nie widziałem jeszcze tak porządnie posprzątanego mieszkania, nawet ja nie byłbym w stanie tak wypolerować podłogi czy okien. Wszystko było w należytym porządku. Umeblowanie jak i pomieszczenia również były przygotowane w tradycyjnym stylu. Powinienem jednak przetworzyć pewne fakty. Usiadłem w salonie na kanapie, tam gdzie właściciel willi zaproponował i w skupieniu zacząłem łączyć fakty. Wysokiej klasy samochód, drogi ubiór, multum gotówki i jeszcze ten pałac. Zwykłego Japończyka nie byłoby stać na takie kosztowności. Większość społeczeństwa zatraca się w pracy po to, aby nie wiązać końca z końcem, a Osamu wyglądał na takiego, który miał wszystko, od tak, od pstryknięcia palcami. Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl; co jeśli był jakimś tajniakiem czy kimś, kto babra się w brudnych interesach, a gdy ktoś odkryje jego plany, znika w tajemniczych okolicznościach? Jęknąłem z powodu zbyt ogromnego przypływu adrenaliny. Na samą myśl o tym sam zacząłem obawiać się o własne życie. Prawie pisnąłem, kiedy klient z lekkim hukiem postawił wino na ławie wraz z dwoma kieliszkami.

— Wrzuć na luz młody - podał mi lampkę z czerwonym płynem wewnątrz.

— Uhm - jakoś nie mogłem opanować nerwów, nie miałem odwagi zapytać o to co robi.

    Mężczyzna wydał z siebie tylko głośne westchnięcie, po czym zarzucając nogi na stolik i opierając o sofę, zaczął popijać trunek. Również wziąłem alkohol do ust i musiałem przyznać, że smakował wyśmienicie. Najwidoczniej gustował w wytrawnych i oryginalnych winach.

— Nie pytałem cię o imię - wyrwał niespodziewanie.

— Nakahara Chuya - powiedziałem krótko, na co ten tylko pokiwał głową.

— Skoro jesteś już mój to mogę nazwać cię jak tylko chcę.

— Hę? Jeszcze czego! Nie pozwolę na to! Odmawiam jakichkolwiek interakcji z tobą i zmian! 

     Byłem nieźle wkurzony. Nie mogłem pozwolić mu, żeby mną rządził. Zmarszczyłem brwi i pokręciłem głową na boki. Kategorycznie odmówiłem tego co chciał zrobić. Dazai jednak nie dał za wygraną i najwidoczniej nie był z tego zadowolony. Mocno chwycił mnie za szyję i przyciągnął do siebie. Jego wyraz twarzy uległ znowu zmianie ze spokojnej miny na groźną. Powoli zaczynało brakować mi tlenu ponieważ mocno ściskał miejsce, gdzie ulokowana była krtań. Przerażony patrzyłem prosto w jego ciemne oczy.

— Posłuchaj, nie chcę być nie miły, ale teraz należysz do mnie i nie mam zamiaru rezygnować z tego co chcę. Jeśli chcę dać ci inne imię to ci je dam, jasne?! Od dzisiaj będę nazywał cie Belladonna.

   Pokiwałem przepraszająco głową i odetchnąłem, kiedy mnie puścił. Wmawiałem sobie, że jest wybuchowym człowiekiem i było to tylko chwilowe. Łapczywie łapałem tlenu, co spowodowało zachłyśnięcie powietrzem. Nie mogłem dojść do siebie, mimo wszystko byłem roztrzęsiony. Wiedziałem, że nie mogę zostać tu ani chwili dłużej. Postanowiłem wykorzystać okazję i stąd uciec. Zapytałem się brązowowłosego gdzie jest toaleta i po wskazaniu jej szybko się tam udałem. Musiałem przejść przejść przez dwie pary drzwi, aby być na miejscu. Jego posesja była ogromna, musiałem wymyślić idealny plan, który pozwoli mi na bezpieczne opuszczenie tego domostwa w pośpiechu. Przechodząc przez ostatnie wrota zauważyłem kolejne przejście, a raczej wąskie pojedyncze drzwi czarnego koloru. Niestety ciekawość wzięła nade mną kontrolę i postanowiłem tam zajrzeć. Nie myślałem o tym czy są zamknięte czy nie, chciałem po prostu zobaczyć. Fart sprzyjał sytuacji, gdyż wszystko było otwarte. W środku panowała kompletna ciemność, więc zacząłem delikatnie macać ściany w środku, by sprawdzić czy w pobliżu nie ma jakiegoś przełącznika. Kiedy wreszcie takowy znalazłem i zaświeciłem światło, zobaczyłem coś przerażającego, a za razem makabrycznego. Pokój był pełny w przeróżne bronie; różnego typu pistolety, noże oraz narzędzia do tortur. Zaczynało się robić naprawdę poważnie. Myślałem, że to jakiś kiepski żart i gdzieś jest tu schowana ukryta kamera bądź koszmar, z którego lada moment się obudzę. Sprawdziłem to robiąc sobie niewielkie zadrapania na nadgarstku, jednak wszystko wskazywało na to, że to wszystko jest prawdą. Jakiś psychopata sprawił sobie wczesny prezent na urodziny w mojej postaci. To był jakiś obłęd, z którego nie było ucieczki. Liczyłem na to, że wymyślę plan, który pomoże mi w wydostaniu się stąd. 
     Moje marzenia legły w gruzach, kiedy po zgaszeniu światła i zamknięciu pomieszczenia zauważyłem Osamu stojącego tuż za mną. Szybko chwycił moje ręce i wygiął do tyłu. Powalił mnie jednym pchnięciem. Krzyczałem z bólu ponieważ był on nie do zniesienia. Mężczyzna przyszpilił mą osobę do podłogi, podniósł głowę ciągnąc za włosy i z całej siły uderzył o parkiet, przez co omal nie wybił mi przednich zębów.

— Zrobiłeś się dość ciekawski. Miała być tylko toaleta. 

Po tym co powiedział podniósł mnie i uderzył z całej siły pięścią w twarz, co spowodowało utratę przytomności. 

C.D.N


Surprise! Coś ostatnio mam wenę na pisanie, więc chcę to wykorzystać jak najszybciej. Postanowiłam to opowiadanie podzielić tym razem tylko na dwie części ponieważ jestem typem osoby, co nie lubi pisać długich opowiadań. Tym razem spróbowałam swoich sił w thillerze, gdzie nasz drogi Dazai jest psychopatycznym mordercą należącym do Portowej Mafii, a nasz drogi Chuya jest męską prostytutką, który stał się jego nową ofiarą wziuuum! Co z tego wyniknie? Czy odmowa Nakahary to serio powód wywołanej wściekłości Osamu? Nie wiadomo, teraz musicie czekać na drugą część opowiadania i nawet mam pomysł jak to zakończyć, hihihihi. Naprawdę zakończenie jak i druga część będzie kompletnym mindfuckiem. Przepraszam za różnej maści błędy! Pozdrawiam i do następnego!

2 komentarze:

  1. Uczcijmy chwilą ciszy przyszłość Chuuyi. XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się, co ty mnie tutaj zrobiłaś z Dazią i Czują. Naprawdę... Wgl, Bin Laden jaki psycho. XD I jeszcze Czuja został jego własnością, o hell no. Czuje i Fiofory nie należą do nikogo!
    I ten moment, kiedy wycieczka do toalety kończy się czymś złym. God, jak to w ogóle brzmi! XD Czuja powinien teraz jakoś uciec od Dazii, zabić go, no nie wiem... zrobić cokolwiek! Bo czuję to w kościach i w dupie, że Dazia zrobi mu wielką krzywdę, a ja nie chcę, żeby mój soulmate nr 2 cierpiał.
    Ok, Czuja ma być bezpieczny, błagam. T_T
    Weny, Akię!

    OdpowiedzUsuń