Pamiętam kiedy...
Pamiętam czasy, kiedy byliśmy oboje nierozłączni.
Doskonale pamiętam, kiedy zostaliśmy partnerami, jednak nie miałeś dla mnie zbyt dużo czasu. Na każdą przydzieloną nam misję zawsze znajdowałeś wymówkę, pchałeś Akutagawę, aby ze mną szedł. Ty zaś piłeś ze swoimi kolegami w knajpce, w której to my mieliśmy często przebywać. Nienawidziłem Cię pod tym względem. Zdradziłeś innym nasze potajemne miejsce, schadzkę, gdzie mogliśmy razem poczuć smak naszej obecności. Moja pogarda względem Ciebie diametralnie wzrosła, kumulowałem wściekłość w sobie, by potem móc ją rozładować u siebie w mieszkaniu rozwalając każdy przedmiot, który miałem pod ręką.
"Dazai, Ty pieprzony dupku!" - ta kwestia zawsze towarzyszyła mi przy małej rozwałce w domu.
Często również kończyłem nieprzytomny po wypiciu dużej ilości whisky. Co miał ten Ango i Sakunosuke, z którymi zawsze spotykałeś się co wieczór po pracy? Kim dla Ciebie byli?! Olewałeś mą osobę, dobitnie mi to pokazywałeś. Może się to wydać śmieszne, ale kiedy Cię poznałem zacząłem obmyślać plany w stosunku do Ciebie. Cierpiałem na bezsenność, bo ciągle myślałem o Tobie i o tym jak się zbliżyć. Jednak pomimo starań i faktu, że byłeś rzekomo moim partnerem, nie zwracałeś na mnie uwagi. Albo wypełniałeś zadania sam albo z nimi, a moje serce wtedy przecinała niewidzialna ostra nić. Nić, na której trzymałem wszystkie uczucia, więc nic dziwnego, że była długa. Czy byłem za niski? Zbyt pobudliwy i agresywny? Obiecuję, że zmienię swoje zachowanie, tylko proszę spójrz na mnie! Porozmawiaj ze mną jak na początku!
Pewnie nie zakrzątasz sobie głowy naszym pierwszym spotkaniem. Byliśmy małymi gówniarzami, u których odkryto nadprzyrodzone zdolności. Siłą zaciągnęli nas tutaj, wtedy Ougai nie był jeszcze szefem mafii, choć kazano nam słuchać jego rozkazów. Siedzieliśmy na korytarzu, wtedy podszedłeś do mnie i zapytałeś o imię.
Ahooj! Jak masz na imię?
Chuuya. Nakahara Chuuya.
Patrzyłeś swoim poważnym, ale jakże ciepłym wzrokiem. Próbowałeś zamaskować swoje uczucia pod lekkim i drwiącym uśmiechem. Rozmawialiśmy wtedy o wszystkim i o niczym, opowiadaliśmy sobie wzajemnie jak tu trafiliśmy. Często też wybuchaliśmy gromkim śmiechem ponieważ byłeś zbyt uroczy. Każda czynność, którą wykonywałeś mnie bawiła. Zawsze tak robiłeś, nawet teraz. Od tamtej pory często razem się bawiliśmy, jak i odbywaliśmy treningi, po których każdy z nas zostawał ranny. Nie byliśmy partnerami w pracy, a zwyczajnymi kumplami, takimi z podwórka. Do momentu, aż dorośliśmy i mieliśmy ruszyć na pierwszą wspólną misję. Odczuwałem między nami chłodne relacje. Żartowałeś jak zazwyczaj, lecz już nie ze mną, nie przy mnie. Dawałeś jedynie instrukcje według planu, który sam wymyśliłeś. Byli z nami okularnik i ten drugi. Już wtedy narastała ogromna chęć poćwiartowania ich w tym Ciebie. Próbowałem się was pozbyć na przeróżne sposoby, jednak nie mogłem, nie potrafiłem... Za bardzo Cię kocham, rozumiesz?! Za bardzo...
Jeśli czytasz ten list, to zapewne mnie nie ma już na tym świecie albo próbuję zakończyć tę karuzelę uczuć, którą obdarzam Twą osobę. Nie chcę byś czuł jakikolwiek ciężar przeze mnie. Pozdrów Odę i Sakaguchiego.
Chuuya
Położyłem list na biurku w gabinecie Osamu, po czym dyskretnie opuściłem to miejsce. Po policzkach spływały łzy, miałem dość tej ignorancji z jego strony. Wyciągnąłem chusteczkę z kieszeni i czym prędzej wytarłem twarz, aby nikt nie zauważył jak bardzo z tego powodu cierpiałem. Należę do jednej z groźnej grupy, nie mogłem pokazać, że jestem mięczakiem. Po wykonaniu tejże czynności opuściłem budynek spotykając po drodze innych członków, którzy kłaniali się przede mną na każdym kroku. W pewnym sensie czułem dumę, gdyż okazywali mi szacunek, ale z drugiej strony czułem lekkie zażenowanie. Byłem tylko osobą z mocami, nie moja wina, że tamci byli tylko zwykłymi ludźmi.
Przez ponad dwie godziny tułałem się po mieście jak robak. Bez żadnego zamierzonego celu. Kucie w sercu było nie do zniesienia, łzy napłynęły mi z powrotem do oczu, jednak jak najszybciej przetarłem je rękawem od płaszcza.
— Jestem mężczyzną do cholery, weź się w garść Chuuya! - krzyknąłem do siebie zaciskając dłonie w pięści, po czym zacząłem biec.
Zamknąłem oczy i biegłem przed siebie. Ból w środku był przeogromny, ale cóż się dziwić przy złamanym sercu. Tyle starań o jedną osobę doprowadziło mnie do porażki, której nie chciałem przyjąć do świadomości. Czułem jakbym był w stanie agonalnym, uchodziły ze mnie wszelkie chęci do życia. Chciałem walczyć, jestem przecież silny, Portowa Mafia musi mieć ze mnie jakiś pożytek...
— Szlag by cię Dazaaaai! - wrzasnąłem i wstałem, aby posprzątać odłamki szkła.
Z jednej strony mnie denerwował, a z drugiej go kochałem. Już sam nie byłem pewny czego chciałem. Gdyby istniał drugi ja, pozbawiony jakichkolwiek uczuć, uprosiłbym go o jak najszybszą śmierć. Podczas sprzątania parę szkieł wbiło mi się nie tylko w ręce, ale też trzy kawałki utknęły mi w lewej stopie. Niestety z powrotem puściły mi nerwy, które spowodowały wrzaski i rzucanie różnej maści brzydkich słów. To jednak nie wszystko. Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi i głośne pukanie. Siedziałem cicho błagając, aby ten ktoś sobie poszedł, jednak jak na nazłość przypomniałem sobie, że nie zamknąłem drzwi.
— Idź sobie, idź sobie, idź sobie, idź sobie... - szeptałem zaciskając mocno zęby.
Ten ktoś nie dał za wygraną i na moje nieszczęście nacisnął klamkę. Drzwi powoli się otworzyły, w które patrzyłem w osłupieniu. Za drzwiami stał nie kto inny niż Osamu. Wszedł pewnym krokiem na korytarz i spojrzał na mą osobę siedzącą na podłodze. Przy rozwalonym szkle i z wbitymi niektórymi kawałkami w dłoń i stopę, a także z ręcznikiem owiniętym na biodrach. Również na niego spoglądałem, lecz zaraz potem odwróciłem wzrok, a na moich policzkach pojawiły się lekkie zaczerwienienia. Mężczyzna natychmiast usiadł i złapał dłoń, w której miałem wbite szkło oraz lewą kończynę. Przez chwile im się przyglądał, a następnie zdjął płaszcz razem z koszulą. Całe ciało miał obandażowane. Wyglądało to tak jakby wyszedł przed chwilą ze szpitala.
— C-co ty wyprawiasz?! Zostaw je! - nie chciałem, aby mi pomagał, nie on. Czułem jak tętno zaczyna mi przyśpieszać.
Brązowowłosy nic nie powiedział, zdjął z siebie część bandaży, po czym zabrał się za wyjmowanie szklanych elementów z części mojego ciała. Nie wiedziałem czy to sen, czy naprawdę on tu jest i siedzi przy mnie. Patrzył w skupieniu na rany, które zaraz potem obandażował swoimi bandażami. Nienawidziłem go za to, że tu przyszedł, ale też byłem mu wdzięczny. Zakląłem w duchu, gdyż zachowywałem się jak dziewczynka z humorkami.
— Dlaczego nic nie mówisz? I najważniejsze; po coś tu przylazł imbecylu! - zacząłem się wydzierać i wiercić. Oczekiwałem odpowiedzi.
Ten tylko puścił w mym kierunku uśmiech, czym bardzo mnie zirytował. Nie wytrzymałem i dałem mu z całej siły pięścią w twarz. Dazai przeturlał się na drugi koniec pokoju.
— Ajajajaj, mógłbyś być wdzięczny za pomoc, a nie... - masował ręką obolałe miejsce na twarzy. W jego głosie znowu usłyszałem tę troskę, co na początku.
— Nagle się mną zainteresowałeś?! No tak, pewnie mój list dał ci coś do zrozumienia. Szkoda, że nie zdążyłem...
W tym momencie mój obiekt westchnień spoważniał, szybko wstał i podszedł. Był blisko, czułem jak napiera na mnie swoim ciałem, a między naszymi twarzami był tylko centymetr odległości. Musiałem wtedy zabawnie wyglądać ponieważ czułem gorąco na twarzy i na pewno byłem cały czerwony.
— Chuuya. Byłbyś skończonym idiotą, gdybyś coś sobie zrobił. Myślisz, że nic nie wiem o twoich uczuciach? Myślisz, że specjalnie cie ignoruję? Sam mam z nimi problem, bo jeszcze nigdy się w nikim nie zakochałem. Aż do teraz...
Może źrenice momentalnie się rozszerzyły.
— T-ty... - nie wiedziałem co miałem powiedzieć. Przez cały ten czas ukrywał to co do mnie czuje. Obawiał się samego siebie, nie chciał być kochanym ani nie chciał kochać kogoś. Postawił wokół siebie mur, który miał za zadanie nie przepuszczać sygnałów zauroczenia bądź zakochania. Udawał, że mnie nie widzi po to, aby nie sprawić mi bólu. Objąłem delikatnie jego szyję i spojrzałem mu prosto w oczy. Jego wzrok mnie uspokajał. Był taki sam, kiedy się poznaliśmy.
— A teraz jesteś pewien? Gdybym nie napisał tego listu, dalej traktowałbyś mnie jak powietrze...
Mężczyzna nie odpowiedział i wziął mnie na ręce, po czym przeniósł do sypialni. Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku zaraz po tym jak oboje już leżeliśmy. Jako że Dazai nie miał na sobie górnych partii ubrań, zacząłem się bawić paskiem od jego beżowych spodni. Pieścił dokładnie mój język swoim, zaś ja dogłębnie sunąłem i badałem za pomocą dotyku każdy skrawek jego ciała. Również drażniłem palcami jego sutki na co zareagował głośnym westchnięciem. Przewróciłem go i wtedy przejąłem inicjatywę. Sam ściągnąłem z siebie ręcznik i pochylając nad nim, zacząłem robić mu malinki. Osamu mruczał niczym tygrys, co bardzo mi to schlebiało. Potrafiłem w dość prosty sposób sprawić mu przyjemność. Zsunąłem jego bokserki i zauważyłem sterczącą już męskość. Jęknąłem na taki widok ponieważ nie tylko chłopak miał się czym pochwalić, ale też wiedziałem, że następnego dnia dolne partie ciała nie dadzą mi spokoju. Nie myśląc już o niczym inny, wziąłem penisa brązowowłosego do ust i zacząłem poruszać głową, początkowo powoli, a na końcu przyśpieszyłem tempo.Oplatałem językiem jego żołędzia, delikatnie go przy tym ssąc i przygryzając. Na twarzy partnera widniała mina jakby miał zaraz dojść, a nie mogłem jeszcze na to pozwolić. Wyjąłem go z ust i westchnąłem, bo czekało mnie najgorsze, a za razem najprzyjemniejsze doznanie, którego nigdy dotąd nie otrzymałem. Tak, byłem prawiczkiem, ale w końcu musiałem mieć to za sobą. Uniosłem biodra w celu nabicia się na chłopaka, jednak ten chwycił mą osobę za biodra i znów ulokował na dole, co oznaczało, że znów byłem pod nim. Zaczął mocno ssać moje dwie zaróżowione brodawki. Krzyknąłem ponieważ jeszcze nikt tak mi nie robił. Było to cudowne uczucie, a ja jak to ja nie potrafiłem się powstrzymać i wrzasnąłem dochodząc. Towarzysz popatrzył to na nasienie, którym ubrudziłem jego brzuch, to na mnie. Nim cokolwiek powiedziałem wybuchł głośnym śmiechem, aż miałem wrażenie, że zaraz się udusi.
— Dazaaaaaaaaai! - krzyknąłem poirytowany i go kopnąłem, na co ten zareagował syknięciem i lekkim chichotem.
— Nie wiedziałem, że jesteś taki słabiutki! Hahahaha!
— To nie moja wina idioto! Zamknij się!
Ten tylko pokiwał głową, a ja zrobiłem minę obrażonego. Wtedy ujrzałem jego uśmiech, który był inny niż zazwyczaj. Szeroki i pełen miłości, ale była też w nim nutka rozbawienia. Cały on. Po dłuższych pieszczotach postanowił zadziałać. Rozchylił szeroko me nogi i wsunął się między nie swoimi biodrami. Zanim jednak to miało się stać, sięgnąłem do szuflady po paczkę prezerwatyw. Poprosiłem partnera, aby jedną założył, co też tak uczynił, więc oboje wreszcie byliśmy gotowi. Dazai chwycił mnie pewnie za biodra i jednym oraz pewnym pchnięciem wsunął swojego członka do środka. Łzy zaczęły spływać po policzkach, a z moich ust wydobył się głośny pisk, który brzmiał dość dziewczęco. Bolało jak cholera. Na początku Osamu nic nie robił, abym mógł przyzwyczaić się do tego, że mam go w sobie, że teraz jesteśmy chociaż przez chwilę jednością. Pokiwałem głową na znak, że może zaczynać, a wtedy oddałem się niewyobrażalnej rozkoszy, która ogarnęła całe moje ciało. Dowodem tego były głośne i spazmatyczne jęki. Nigdy nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji, gdzie ja i ktoś kogo kocham uprawiamy seks. Myślałem, czy aby na pewno nie jest to sen bądź deja vu. Pomagałem mu poruszając biodrami, chociaż sam też to robił. Penetrował mnie bardzo dokładnie, raz spowalniał, przez co jego ruchy stawały się delikatniejsze, a raz przyśpieszał sprawiając tym, że pchnięcia były bardzo mocne, doprowadzające wręcz do szaleństwa. I tak też było. Nie mogłem przestać jęczeć i krzyczeć, prawie nie potrafiłem złapać tchu. Pobudzał moje zmysły, przez które prawie szczytowałem. Objąłem kochanka w pasie i mocno do niego przylgnąłem. Był cały rozgrzany oraz spocony. Uprawialiśmy seks w różnych pozycjach, oboje dochodziliśmy kilka razy. Odczuwałem szczęście będąc i robiąc to właśnie z nim. Miałem nadzieję, że będzie tak zawsze. Po ostatnich kilku pchnięciach chłopak doszedł obficie w prezerwatywie, zaś ja skończyłem na jego brzuchu.
— B-byłeś niezły... - wysapałem z nutką wredności.
— Hm, a może byśmy finalnie popełnili podwójne samobójstwo?! W pojedynkę jest nudno! - jego oczy zaświeciły się z zachwytu.
— Zamknij się...
— Oj Chuuya no weź! Chodź popeł...
Nie dokończył, gdyż resztkami sił uderzyłem go mocno w brzuch. Mężczyzna spadł z łóżka i zaczął stękać z bólu. Z moich ust wydobyło się prychnięcie i śmiech, po czym nie wiedziałem kiedy, a zasnąłem. We śnie z powrotem doświadczyłem seksu pełnego namiętności razem z Dazaiem. Nie chciałem, aby to wszystko dobiegło końca, chciałem więcej i więcej. Obudziłem się dopiero następnego dnia, o dziwo byłem przykryty kołdrą. Syknąłem z bólu, kiedy wstałem do siadu. Usiadłem na łóżku i podparłem głowę rękami. Myślałem, o tym co się wydarzyło wczoraj. To było niesamowity i pamiętne przeżycie. Myślałem o tym, jaki to mój partner był wspaniały. Rzadko prawię innym komplementy, ale to był wyjątek. Wciąż byłem lekko oszołomiony, ale nie na tyle, żebym nie mógł wstać. Wyjąłem nowe ubrania z szafy, wziąłem prysznic i je przyodziałem. Przypomniałem sobie jednak, że on mógł dalej przebywać w mieszkaniu.
— Ej! Dazai! - wybiegłem z łazienki jak poparzony i zacząłem go szukać.
Jednak nie było po nim ani śladu. W salonie szkło zostało sprzątnięte, teoretycznie nie było oznak jego obecności. Zacząłem nawet wątpić, że wydarzenia z wczoraj są prawdziwe, a moje cztery litery mogły boleć z innego powodu. Ogarnął mnie smutek oraz zawód. Co jeśli to był tylko sen? Co jeśli dolne partie ciała bolą mnie, bo przez sen coś tam mogłem sobie robić? Brzmiało to dość niedorzecznie, więc postanowiłem to sprawdzić. Porządnie przeszukałem swoje mieszkanie i nie znalazłem nic oprócz niewielkiej złożonej karteczki leżącej na etażerce. W środku było napisane:
Chuuya,
Wczorajszy dzień dał mi wiele do myślenia. Nie dość, że mnie w sobie rozkochałeś, to jeszcze nie chciałeś ze mną popełnić samobójstwa! Jak mogłeś?!?!?!?! Zraniłeś moje uczucia mały. A tak na serio to zapomnij o tym co Ci wczoraj powiedziałem. Zapomnij o wszystkim. Nie chcę, abyś robił sobie niepotrzebne nadzieje. Ja nie potrafię kochać, choćbym bardzo chciał. Jesteś dla mnie bardzo ważny, lecz proszę...zostańmy tylko przyjaciółmi, ok?
p.s
Nie będziesz się gniewał za to, że zjadłem Twój ulubiony jogurt? Byłem bardzo głodny <3
Dazai
Po przeczytaniu tego stałem jak wryty może z dziesięć albo piętnaście minut. Nie dość, że ten idiota mnie wykorzystał, to jeszcze każe o wszystkim zapomnieć?! O nie. Wziąłem zapalniczkę i podpaliłem list, aby mógł się doszczętnie spalić. Palant zagrał na moich uczuciach i chce o tym zapomnieć. Niech zapomina, lecz ja tego nie zrobię. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a w oczach zebrały łzy. Bolało i to cholernie, ale mogłem się domyślić, że tak będzie, a niestety pozwoliłem emocjom wziąć nad sobą kontrolę. Jednakże miałem pewność, że pamięta nasz wspólny pierwszy dzień. Ponownie zacisnąłem dłonie w pięści.
— Dazaaaaaaai! Niedługo będziesz prosił o szybką śmierć, zobaczysz! Za "mały" sprawię, że będziesz cierpiał! - wykrzyczałem głośno uderzając nogą z całej siły w ścianę.
Dobry wieczór! Dazuya wreszcie skończona! ♥ Pisałam ją pół dnia, gdyż wolałam ją mieć skończoną. Prawdopodobnie niedługo nie będę mieć czasu na pisanie, więc wolałam skończyć jedno w jeden dzień. Jestem już serio zmęczona, głowa mi strasznie pęka i sprawdziłam ficzka tak o, żeby było. Pozmieniałam trochę, dopisałam parę rzeczy, ale ze względu, że jestem zmęczona mogłam coś przeoczyć. Więc jeśli zauważycie jakieś powtórki, błędy składniowe (u mnie nieuniknione XD) czy inne błędy, prosiłabym o wyjaśnienia w tym kierunku, ja wtedy postaram się poprawić to jak najszybciej! Pozdrawiam i do następnego!

ZJADŁEM TWÓJ JOGURT KURWO. RIP. Ty wiesz co? Nie wiedziałam w sumie czy mam się śmiać, czy płakać, ostatecznie zaczęłam się śmiać. Damn, szkoda mi Czuji, bo jednak no... No ale ma też za swoje, samobójstwa się nie odmawia!
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz coś, na co zazwyczaj staram się przymykać oko, ale... ten seks. Daję 8/10, 3xtak, przechodzi pani dalej! (Przechodzą... dochodzą...(?) panowie dalej)
Weny, Akiś!