Tuż po otwarciu oczu ujrzałem czarną przestrzeń, dosłownie pustkę. W pomieszczeniu panowała wilgoć, a w tle woda skapywała gdzieś na podłogę. Miałem wrażenie, że przebywałem w jakichś kanalizacjach. Szarpnąłem się raz, to drugi i trzeci, jednak bezskutecznie. Ktoś wykręcił moje ręce i przywiązał do rury, o którą byłem oparty. Czułem się cały odrętwiały, nie wiedziałem ile dokładnie w takiej pozycji tutaj tkwiłem. Jedyne co mi przychodziło do głowy, że przyjechałem z tym parszywcem do jego rezydencji i odkryłem jego jedną z najmroczniejszych tajemnic jakie skrywał. Najwidoczniej to było powodem jego rozwścieczenia i przywiązania mnie. W końcu pokazał swoją prawdziwą twarz, co bardziej utwierdziło mnie w tym, że jest on niebezpiecznym typem. Mógł zrobić ze mną co tylko chciał; gwałcić, ranić, wyzywać, a nawet zabić. W skrócie byłem jego laleczką, której w każdej chwili mógł wypruć wnętrzności. Z tego powodu zbierało mi się na wymioty. Akurat w tym momencie musiałem pomyśleć o tych niekorzyściach, akurat teraz w moim żołądku wybuchła rewolucja.
Wzrok zaczął powoli przywykać do ciemności i mogłem nareszcie ujrzeć więcej szczegółów. Miejsce, w którym przebywałem musiało być zapewne piwnicą. Ściany wykonane z prostych, szarych cegłówek, a przy nich stało kilka magazynowych regałów przepełnionych przeróżnymi skrzyniami, farbami oraz narzędziami. Po mojej lewej widniały trzy duże beczki, w których pewnie znajdowało się wino. Tuż obok nich stała półka z butelkami. Było ich całkiem sporo, tyle gatunków win, a ja nie mogłem ich spróbować. Uwielbiałem wino, popijałem je w każdej wolnej chwili. Na ich widok zaczęła mi spływać po brodzie ślina. W pewnym momencie rozległ się odgłos otwieranych drzwi, które potem z hukiem zamknięto. Kroki schodzące na dół przyprawiały mnie o dreszcze. Wiedziałem, że to Osamu, jednakże strach sparaliżował me ciało od stóp do głów. Obserwowałem schody ze strachem w oczach. Coś mi podpowiadało, że nie przyjdzie tu po to, aby sobie popatrzeć. W końcu stanął przede mną w całej okazałości, jego twarz w ogóle nie wyrażała emocji, tak jakby wykonana była z kamienia. Wzrok mężczyzny wywiercał we mnie dziurę sprawiając, że moje tętno gwałtownie wzrosło, a pot kropelkami spływał po czole. Mimo iż czułem strach, kumulowałem go w sobie. Nie pokażę mu jak bardzo się go boję, nie w tej chwili. Jednak zaraz po ujrzeniu lekko zakrzywionych ust wiedziałem, że brązowowłosy widział mój lęk w oczach, który tak namiętnie skrywałem. Chwycił mą osobę za podbródek i szarpnął tak, abym poczuł przeszywający ból w rękach i torsie. Syknąłem błagając, aby zostawił mnie w spokoju. Mężczyzna wziął pobliski stołek, postawił go nieopodal mej osoby, po czym na nim usiadł. W milczeniu wpatrywał się we mnie. W jego oczach widziałem skrywany mrok, mogłem wywnioskować, że był osobą owianą czarną tajemnicą. Cokolwiek wykonywał, gdziekolwiek pracował, wyglądał na przerażającą osobę, na widok której każdy trząsł portkami. Oprawca miał na sobie białą koszulę, która nie powiem, dość seksownie opinała go na brzuchu. Widząc go w samych spodniach i koszulinie poczułem mrowienie w brzuchu, tak jakby coś w środku się poruszało. Może to były motyle jak w takim jednym przysłowiu?
Prychnąłem z zadowoleniem, bo lewa brew osoby naprzeciwko lekko drgnęła.
— Nie wiem jaki masz cel trzymając mnie tutaj, ale jeśli chcesz uprawiać seks to śmiało, powiedz, a nie będziesz milczał i patrzył na mnie z pożądaniem.
Dostatecznie z niego zadrwiłem, bo mężczyzna wstał i rzucił krzesłem w głąb piwnicy, następnie podszedł i znowu mną szarpnął. Kucnął przede mną i niebezpiecznie zmniejszył między nami odległość. Był dosłownie centymetr od mojej twarzy. Z jego ust wylatywał nieprzyjemny zapach alkoholu. Chwycił mnie pewnie za gardło, zaś językiem przejechał po policzku. Odrażający odór niestety wtargnął do moich nozdrzy powodując chwilowe cofnięcie. Momentalnie odczułem potrzebę zwymiotowania. To wszystko było jak jeden durny sen. Miejsce wyjęte z jakiegoś horroru o mordercy, ja objąłem rolę krzyczącej panienki, a Dazai był tym, który wymierzał sprawiedliwość na swoich ofiarach. Serce zaczęło gwałtownie łomotać w klatce piersiowej, nogi zaś trzęsły się jakby ktoś wszczepił mi pod skórę wibrator. Już nie potrafiłem ukryć strachu, byłem zbyt sparaliżowany przez jego obecność. Ten człowiek katował mnie psychicznie, tylko dlatego, że tu był, siedział blisko mnie. Dazaiowi podobało się najwidoczniej męczenie oraz gnębienie mej osoby. Robił to wszystko z ogromną satysfakcją.
— Belladonno, Belladonno! Kimże jesteś, o moja Belladonno?! - huknął głośno i zaklaskał, śmiejąc się przy tym głośno. W drwiący sposób spoglądał na mnie, bawił go strach, który zawładnął mym ciałem. W tym momencie, jeśli chciałby mnie zgwałcić mógłby zrobić to bez skrupułów. Ponownie to powiedział tym razem wesoło podśpiewując. Za bardzo byłem zestresowany, aby odpowiedzieć na to pytanie.
— Nie odpowiesz mi?
Jego głos brzmiał aż za bardzo łagodnie. Za bardzo ponieważ chwile po tym wymierzył mi siarczystego policzka. Zaraz potem dostałem kolejny raz, a potem znowu. Miałem ochotę się rozpłakać tu i teraz, ale za to również bym dostał. Osamu ze skupieniem obserwował moją reakcję i ponownie uderzył w twarz. Po jego minie widać było, że zadawanie mi bólu sprawia mu ogromną frajdę. Twarz była cała czerwona od uderzeń, nie mogłem otworzyć nawet ust. Wymamrotałem coś tylko i przymknąłem na chwilę oczy. Nie wiedziałem kiedy, a zapadłem w głęboki sen. Nie słyszałem już ani nie czułem tego co brązowowłosy mógł mi robić. Byłem na tyle zmęczony, że od razu zasnąłem.
Miałem sen, a raczej koszmar. Najgorsza iluzja jaka może przytrafić się podczas spania to retrospekcja. Filmik ukazujący moje dotychczasowe życie. Jako dziecko straciłem rodziców i zamieszkałem w sierocińcu, gdzie opiekunami okazali się zwyczajni zwyrodnialcy i kaci, którzy bili najmłodszych o jedno najgłupsze przewinienie czy też wypadek. Ja byłem jednym z nich. Zostałem brutalnie pobity i wykorzystany ponieważ nie dokończyłem zupy, której wręcz nie cierpiałem. Zostałem skopany i zbity dwadzieścia razy pasem w dolne partie ciała. Po tym wszystkim uciekłem stamtąd i do teraz żyłem mieszkając pod mostem. Kradłem oraz oszukiwałem, by zdobyć jakieś pożywienie. Ostatnim momentem jaki mi się przyśnił była właśnie ucieczka oraz krzyki, że jestem nieudacznikiem, że jestem okropny, rozwydrzony bachor, a na końcu przeraźliwy krzyk młodego mnie.
Otworzyłem szeroko oczy i próbowałem nabrać łapczywie powietrza. Nigdy więcej takich snów. Nie chciałem tego przeżywać ponownie. Tuż po opanowaniu nerwów zdałem sobie sprawę, że wciąż tkwiłem w piwnicy tej parszywej gnidy. Trzeci dzień bez jedzenia i picia, powoli uchodziły ze mnie resztki życia. Czułem jak dusza ze mnie ulatuje i robię się pusty. Jeszcze na domiar złego do pomieszczenia wrócił Dazai. Miał ze sobą miskę miso oraz butelkę wody. Bez słowa usiadł koło mnie, po czym zaczął karmić. Zjadałem wszystko bardzo łapczywie, wargi miałem zeschnięte i kiedy po jedzeniu podał mi wodę, myślałem, że się nią zadławię. Jednak zależało mu, aby utrzymać mą osobę przy życiu. Delikatnie puściłem w jego stronę uśmiech, chociaż do końca sam nie wiedziałem dlaczego. Przecież mnie przetrzymywał związanego, a ja obdarowuję go takim gestem i to jeszcze rzadko u mnie spotykanym. Nigdy nie ośmieliłem się uśmiechnąć, a strach przed nim spowodował, że posłusznie to zrobiłem. Brązowowłosy delikatnie pogładził mój policzek.
Prychnąłem i ponownie szarpnąłem rękoma.
— A jak myślisz dlaczego durniu?! Jesteś takim debilem czy tylko udajesz?! Ogłuszyłeś mnie, po czym przywlokłeś i tutaj przywiązałeś! Trzy dni bez jedzenia i picia, jak ty sobie to wyobrażasz?! Tak traktowałeś poprzednie dziwki?!
Puściły mi nerwy. Zacząłem na niego wrzeszczeć oraz wyzywać szarpiąc się przy tym. Był naprawdę bezczelnym typem, denerwował mnie. Najpierw mnie traktuje jak niewolnika, a teraz okazuje współczucie? Mogłem przysiąc, że to jakiś jego podstęp. Jednak w jego oczach zobaczyłem co innego. Coś w rodzaj nadziei, tak jakbym był celem Osamu, który pokładał we mnie wszystkie swoje konsolacje. Owszem, jego spojrzenie dalej zawierało grozę i tajemniczość, lecz też coś innego. Coś, czego nie dostrzegłem wcześniej. Mężczyzna wstał i zaczął chodzić w kółko. Widocznie nad czymś rozmyślał. W pewnej chwili nie mogłem rozgryźć tego człowieka. Raz jest agresywny, ogłusza mnie, przetrzymuje, bije i głodzi, a teraz nagle zaczął się wahać. Wahać nad tym co zrobił. Postanowiłem wykorzystać jego niepewność.
— K-kim ty w ogóle jesteś Dazai... - wyszeptałem beznamiętnie.
Mężczyzna zatrzymał się, podszedł pewnym krokiem i z całej siły kopnął w rurę, do której byłem przywiązany. Zahuczało mi tylko w uszach.
— Ja? Kim jestem? Dobre pytanie! Jestem Dazai Osamu! Jeden z najgroźniejszych egzekutorów w Portowej Mafii! Zabijam codziennie od kilku do kilkunastu osób dziennie i nic sobie z tego nie robię, ha!
I wszystko jasne. Nic dziwnego, że widziałem w nim kogoś złego. Należał do najbardziej niebezpiecznej grupy w całym kraju, to dlatego taki był. Członkowie Mafii zwykle wykazywali się brutalnością, brakiem uczuć i dążeniem do celu po trupach. Nawet jeśli wiązało się to z zabiciem jednego ze swoich. Wiedziałem o tym doskonale, gdyż obsługiwałem paru takich typków i nigdy nie wychodziłem z tego bezboleśnie. Patrzyłem jak Dazai krząta się po piwnicy wydając z siebie donośny i psychiczny śmiech. Chyba miał nie po kolei w głowie, ale w takim razie dlaczego ktoś tak niezrównoważony psychicznie został egzekutorem? Musiałem obmyślić jak najszybciej plan ucieczki, zanim ten typ zrobi mi coś gorszego niż to co mi dotychczas robił. Jak zwykle dostałem profilaktycznie z pięści kilka razy w twarz, po czym zostałem sam. Podczas kiedy mnie bił powtarzał w kółko jedno i to samo: Jesteś moja Belladonną i tak się nazywasz.
Więc tak miało być. Byłem jego Belladonną.
I nawet wiedziałem już jak to wykorzystam w ucieczce.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz